SWP




2021-04-10 Wspomnienia o marszałku Macieju Płażyńskim Polska

Minęło 11 lat od tragicznej śmierci Marszałka Macieja Płażyńskiego. Wydawać by się mogło, że to długo, ale dla wielu z nas pamięć o nim jest wciąż żywa. Wspominamy go jako polityka, męża stanu, prezesa, wojewodę, wreszcie przyjaciela, życzliwego człowieka którego spotkaliśmy na swojej drodze życia.

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek, członkowie Prezydium Sejmu oraz Szef Kancelarii Sejmu oddali hołd zmarłemu w katastrofie smoleńskiej Marszałkowi Maciejowi Płażyńskiemu w 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej.



Fot. Kancelaria Sejmu/Aleksander Zieliński


Mawiał o sobie "Moim powołaniem jest służba publiczna" i miała ona wiele wymiarów. Jak Marszałka Płażyńskiego, prezesa Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" wspominali ludzie, którzy zetknęli się z Nim na drodze zawodowej lub osobistej.

Jakub Płażyński - syn

Był ciepłym ojcem, który pozwalał nam popełniać błędy i się na nich uczyć. Nikt nie przypuszczał, że to takiej sytuacji może dojść. Do takiej katastrofy. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Tata był osobą, która chciała dawać swoim dzieciom swobodę. Ale też uczył, że za wszystkie decyzje ponosi się konsekwencje. Był zasadniczy, pryncypialny, miał wartości, którym był wierny. Lubił ryzyko. Ale jednocześnie był bardzo rozważny.

Kacper Płażyński - syn

Ojciec był wzorem postawy jaką trzeba w życiu reprezentować. To, aby być solidnym, prawdomównym, przywiązanym do słowa. Był wspaniałym ojcem. Kochałem tatę, wiedzieliśmy, że robi bardzo ważne rzeczy, byliśmy bardzo wyrozumiali na jego częstą nieobecność w domu. Kiedy wracał to było wiele radości. Byliśmy z niego dumni, z tego co robił. Mimo, że korzenie, wspólnota są w naszej rodzinie niezwykle ważne, to tata nigdy nie należał do osób, które dużo mówiły. Od czasu do czasu przekazywał coś niepozornie, a potem miało to dla mnie ogromną wartość. Jak na przykład historia o pradziadku - Maksymilianie Płażyńskim, który był żołnierzem Pierwszej Kompanii Kadrowej marszałka Piłsudskiego.



Okolicznościowa wystawa w Domu Polonii w Warszawie Stowarzyszenia "Wspólnota Polska". Fot. SWP

Kardynał Józef Glemp, Prymas Polski

Ceniłem bardzo Pana Macieja Płażyńskiego i choć tego nie rozgłaszałem – on był moim kandydatem na prezydenta Rzeczypospolitej.

Przesłanki do takiej oceny Pana Płażyńskiego były bardzo proste. Nie mówił dużo, a to, co powiedział miało sens. W obejściu wyczuwało się, że jest człowiekiem skromnym i bardzo grzecznym. Nie szukał oklasków, a miał wolę czynienia dobrze. Nie afiszował się swoją wiarą, a był rzetelnym synem Kościoła. Dało się także wyczuć, że jest człowiekiem zasad, respektującym wartości niezmienne i jest przekonany o słuszności takiej drogi w kształtowaniu stylu życia publicznego.

Longin Komołowski

Maciej Płażyński był człowiekiem, który swoją rolę – polskiego polityka – traktował niezwykle poważnie, w kategoriach publicznej służby i obowiązku wobec społeczeństwa. Będąc tak uczestnikiem, jak i obserwatorem polskiej polityki mogę z odpowiedzialnością stwierdzić, że niekiedy nad etosem służby górę bierze sukces w politycznych grach, nad rzetelnością dominuje medialna sprawność.

Ten świat obcy był Maciejowi i boję się, że jego przedwczesna śmierć symbolizuje w pewien sposób odchodzenie w przeszłość pojęcia polityka, jako obywatela obdarzonego mandatem społecznego zaufania i przejętego republikańską troską o dobro wspólne. Maciej politykę traktował niezwykle poważnie, jako realizację wspólnych, ważnych społecznie przedsięwzięć i projektów. Odrzucał zarazem zdecydowanie grę polityczną dla niej samej, podobnie jak ideę władzy, która nie służy realizacji wspólnego dobra.

Marian Krzaklewski

W 1996 r., gdy premier Cimoszewicz zamierzał odwołać Macieja Płażyńskiego z funkcji wojewody, Komisja Krajowa „S” i Zarząd Regionu Gdańskiego wspólnie zorganizowały wielotysięczną demonstrację i wiec poparcia dla Macieja. Była to jedna z największych akcji protestacyjnych „Solidarności” w Gdańsku po 1989 roku.

Później, gdy tworzyliśmy listy wyborcze AWS z radością powitałem Go na listach wyborczych naszej koalicji. Wkrótce po wyborach, w trakcie pierwszego posiedzenia klubu w sali plenarnej Sejmu, poprosiłem Macieja na osobistą rozmowę, podczas której zaproponowałem, aby objął funkcję marszałka Sejmu. Była to moja osobista decyzja, którą podjąłem mając na uwadze naszą wcześniejszą współpracę.

Zygmunt Berdychowski

Nie wiem, czy dla dzisiejszego pokolenia Polaków to, że ktoś jest człowiekiem porządnym i uczciwym ma znaczenie, wiem jednak na pewno, że sfera publiczna bez takich ludzi traci sens. Takim właśnie człowiekiem był w moich oczach Maciej Płażyński. Trudno w to uwierzyć, ale nie widziałem go nadużywającego alkoholu, rozglądającego się za kobietami, czy włóczącego się po rozmaitych imprezach lub restauracjach. Był taki staromodny, uważał, że albo rodzina albo praca. Uczciwość nakazywała mu też mówić nielubianą przez innych prawdę. Nie unikał rozmów o swojej odpowiedzialności za takie lub inne sprawy. Często nie był wygodnym partnerem, ale jak już powiedział, że coś zrobi to zawsze to robił.

Maciej Płażyński był dobrym człowiekiem, który starał się być wierny Bogu, Ojczyżnie i Rodzinie.

Maciej Kazienko

To był człowiek niezwykły, osoba, która potrafiła znakomicie zarządzać swoimi obowiązkami. Potrafił też słuchać, rozmawiać i był dobrym przyjacielem. W Gdańsku studiował prawo i tu spotkał się z opozycją, z ruchem oporu, który na Pomorzu zawiązał się dość szybko. Maciej Płażyński był związany z Ruchem Młodej Polski, także podczas stanu wojennego działał w opozycji.

Wszyscy mówią, że Maciej Płażyński był dobrym gospodarzem regionu. Co po nim pozostało? - Bycie pierwszym niekomunistycznym wojewodą za czasów SLD nie było łatwe. Zostawił po sobie spory dorobek, jeśli chodzi o inwestycje, które powstawały w czasach, kiedy jeszcze nie było mowy o środkach europejskich. Jego decyzje związane np. z komunalizacją mienia państwowego i przekazywanie je gminom czy pierwsze prywatyzacje to rzeczy, które do tej pory kwitną. Należy tu wspomnieć budowę trasy W-Z, która ominęła ruch w centrum gdańska, budowę mostu wantowego czy przekazanie Uniwersytetowi Gdańskiemu terenu pod budowę kampusu.

Ważną sprawą w jego całej aktywności było dostrzeganie człowieka. - Był jednym z wojewodów, który najlepiej radził sobie z bezrobociem, aktywnie działał na polu budowy nowych miejsc pracy. Jego hasłem, które mu przyświecało, było "W Polsce nie ma ludzi niepotrzebnych" .





Człowiek „Solidarności” – wstęp do biografii

A. Chmielecki

Państwowiec, człowiek-instytucja na Pomorzu oraz człowiek „Solidarności” – to trzy określenia, które najlepiej opisują postać śp. Macieja Płażyńskiego, działacza ruchu antykomunistycznego, polityka, patriotę…

Zacznijmy od ostatniego, ponieważ skrywa ono w sobie pewien paradoks. Otóż Maciej Płażyński formalnie nigdy nie był członkiem „Solidarności”. Nie była i nie jest to częsta sytuacja wśród osób pełniących najwyższe funkcje publiczne – elita społeczno-polityczna naszego kraju, pominąwszy oczywiście działaczy poprzedniego systemu, wywodzi się przecież wprost z ruchu „Solidarności”.

Jednocześnie Maciej Płażyński był człowiekiem, który ideę tego ruchu wyrażał najdobitniej, tak w swoich ideałach, jak i bezpośrednio w działalności politycznej. Sam wspominał sierpień 1980 r. jako „najwspanialszy miesiąc w życiu”.

„Solidarność” była ruchem eklektycznym, w którym często bardzo zróżnicowane środowiska – od socjalistycznych po liberalne łączyły idea wolności oraz wynikająca z tego walka z systemem komunistycznym. Gdybyśmy musieli jednym zdaniem określić program „Solidarności”, zapewne byłaby to w sferze ekonomiczno-społecznej wolnorynkowa gospodarka uwzględniająca katolicką naukę społeczną, a w sferze politycznej – wspólne działanie dla dobra ojczyzny. I taki był też życiowy „program” Macieja Płażyńskiego.

Na konferencji „Praca, godność i solidarność w nauczaniu Jana Pawła II”, zorganizowanej w 25. rocznicę powstania „Solidarności” mówił: „»Solidarność« była fenomenem (…) nie z powodu kalendarza strajku, nie z powodu postaci, nawet największych, ale ze względu na ideowe przesłanie”. I dodawał: „Nie jest przecież tak, że świat dzieli się na liberalny i socjalistyczny. Istnieje ogromna przestrzeń między nimi; wiele poglądów po prostu nie mieści się w sztywnej doktrynie, bo życie jest dużo bardziej barwne”.

Zatem idée fixe obecności Płażyńskiego w polityce partyjnej było stworzenie szerokiego ugrupowania centroprawicowego, chadeckiego, które zbierałoby możliwie jak najwięcej środowisk byłej opozycji demokratycznej. Dlatego idealnie nadawał się na marszałka Sejmu i jednego z liderów Akcji Wyborczej Solidarności, będącej taką próbą „powtórzenia »Solidarności«” w nowych warunkach.

Dlatego podejmował kolejne próby stworzenia takiej formacji (vide Narodowy Komitet Wyborczy Wyborców). Poglądy chadeckie, katolicką naukę społeczną promował nie tylko na poziomie politycznym, ale także w kontekście dyskusji społecznej, budowania środowiska opinii na rzecz nauczania Kościoła dotyczącego życia społeczno-politycznego. W 2008 r. wspólnie z „zaprzyjaźnioną” fundacją Europejski Dom Spotkań z Lublina zorganizował pierwszy Chrześcijański Tydzień Społeczny. Trzecia edycja tego ważnego wydarzenia odbyła się jesienią 2010 r. w Gdańsku, a więc już po śmierci Płażyńskiego, który miał być jednym z gospodarzy tego Tygodnia. W takich okolicznościach część paneli Chrześcijańskiego Tygodnia Społecznego została poświęcona jego postaci, akcentując właśnie chadecki rys politycznej działalności Macieja Płażyńskiego.

To, jak dobrze Maciej Płażyński uosabiał ideały „Solidarności”, potwierdzają również jego relacje z NSZZ „Solidarność”, po 1989 r. „zwykłym” związkiem zawodowym, będącym jednak w jakiś sposób spadkobiercą dziedzictwa „Solidarności” z lat 80.

W 1991 i 1993 r. „Solidarność” proponowała Płażyńskiemu start ze swoich list w wyborach parlamentarnych. Odmówił, ale nie z uwagi na swój stosunek do związku, a zobowiązania jako wojewody gdańskiego. Później, w trakcie całej swojej kariery politycznej utrzymywał regularne i aktywne kontakty ze strukturami „Solidarności” – zarówno władzami (Komisja Krajowa, zarządy regionów, w tym przede wszystkim Regionu Gdańskiego, Śląsko-Dąbrowskiego, Podlaskiego), jak i poszczególnymi komisjami zakładowymi lub sekcjami. Szczególnie blisko współpracował z zakładowymi strukturami na Pomorzu – Stoczni Gdańskiej, Portu Gdańskiego, Okręgową Sekcją Kolejarzy w Gdańsku – ale również, co charakterystyczne, na Śląsku – w Hucie Katowice, kopalniach (KWK „Jas-Mos”, KWK „Wesoła”, KWK „Mysłowice”). Nie chciał, by branża górnicza podzieliła los gałęzi gospodarki szczególnie mu bliskiej – stoczniowej.

Nie chciał, by państwo polskie „zawaliło” kolejny wielki projekt, po raz kolejny zawiodło dużą i ważną grupę społeczną. Współpraca Płażyńskiego ze śląsko-dąbrowską „Solidarnością” przybierała czasem niespotykane w polskiej polityce formy, np. przez kilka lat w Katowicach istniała filia jego biura parlamentarnego.

Z drugiej strony, jako człowiek „Solidarności”, a więc myślący o wspólnocie państwowej holistycznie, Płażyński utrzymywał również aktywne kontakty ze środowiskami biznesowymi. To pozwalało mu zachować pewną równowagę, poznać codzienne problemy Polaków, utrzymać to, co dla polityka najważniejsze, a jednocześnie najtrudniejsze – relacje z różnymi grupami społecznymi. Dodajmy, że zrozumienie biznesu wynikało u Płażyńskiego w dużej mierze z doświadczenia w spółdzielni „Świetlik” – wielu jego ówczesnych kolegów po 1989 r. zajęło się właśnie działalnością gospodarczą, a nie polityką (osiągając często znaczące sukcesy, by wymienić Romana Rojka, współtwórcę grupy Atlas), a sam Płażyński właściwie jednoosobowo zarządzał „świetlikowym” przedsiębiorstwem, i to zarządzał bardzo dobrze, (spółdzielnia zawsze wypracowywała zysk, a płace znacznie przewyższały średnią krajową lat 80.).

Kolejne określenie – państwowiec. Maciej Płażyński politykę zawsze uprawiał w kontekście wspólnotowym, republikańskim, a nie stricte partyjnym. Wyrażała to dewiza życiowa, którą zaczerpnął z historii ukochanego Gdańska: „Nec temere, nec timide” – odważnie, ale z rozwagą. Tak działał w życiu publicznym. Szukał porozumienia, uaktywniał się w przypadku całościowych, państwowych projektów (vide Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”), a wycofywał z pomysłów, które w jego ocenie zmierzały w kierunku działania jednego tylko środowiska (vide odejście z Platformy Obywatelskiej). Taka postawa z jednej strony nadawała jego działalności innego, wyższego wymiaru, który – jak to z reguły bywa – dostrzegamy dopiero teraz, po śmierci, z drugiej utrudniała poruszanie się w polityce, która „żywi się” konfliktem, wyrazistością, twardą obroną własnego zdania. Maciej Płażyński nie był taki ani jako osoba, ani jako polityk. Nadawał się do łączenia, ale gdy akurat nie było politycznego zapotrzebowania na taką postawę, żadna z grup interesu, żadne ze środowisk nie traktowało go do końca jako „swojego”. Marzeniem Marszałka Płażyńskiego był szeroki ruch polityczny polskiej prawicy o rysie chrześcijańsko-demokratycznym, który zorganizowany byłby oddolnie i kierował się zasadami demokratycznymi, w którym byłoby miejsce dla różnych orientacji i frakcji, który mógłby przyciągać różnych ludzi formułą współuczestnictwa i partycypacji.

Brak tych zasad w polskiej polityce powodował, że Maciej Płażyński, mimo iż miał niekwestionowaną pozycję polityczną, nie odgrywał na krajowej scenie roli, do której był predestynowany.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt – Maciej Płażyński był honorowym obywatelem Młynar, Pasłęka, Pionek i Lidzbarka Warmińskiego. To przede wszystkim miejscowości, z którymi był życiowo związany (z Pionek pochodzi jego żona, pozostałe to rodzinne strony), ale co ważne – nie wielkie metropolie, stolice województw, lecz małe miasteczka określane często mianem „Polski B”. Dla Płażyńskiego cały kraj był „Polską A”.

Wreszcie człowiek-instytucja na Pomorzu. W tym regionie utarła się praktyka, którą śmiało można nazwać „ambasadorowaniem”. Jako wojewoda Maciej Płażyński doskonale poznał większość pomorskich wójtów i burmistrzów oraz specyfikę regionalnych problemów. W efekcie lokalne społeczności i ich włodarze zwracali się o pomoc w rozwiązaniu trudnych dla swoich małych ojczyzn spraw także wtedy, gdy Płażyński był już parlamentarzystą i pozornie nie zawsze mógł pomóc (np. jako poseł niezrzeszony). Wiedzieli, że nie odmówi, przyjedzie i zapozna się ze szczegółami, doradzi, co dalej robić, przekaże sprawę swoim współpracownikom, wyśle pismo do odpowiedniego urzędu, zainicuje odpowiednie zmiany w prawie, zadzwoni i porozmawia „z kim trzeba”. Krótko i trochę żartobliwie rzecz ujmując, Maciej Płażyński był traktowany przez pomorskich samorządowców jak swoisty lobbysta Pomorza w Warszawie.

Bobowo, Gniew, Kaliska, Kościerzyna, Pelplin, Rumia, Sierakowice, Subkowy, Tczew, Trąbki Wielkie, Trójmiasto, Wejherowo – ten krótki i niepełny wykaz samorządów, w pomoc którym aktywnie się angażował, najlepiej pokazuje jego podejście nie tylko do spraw regionu. Dla wielu mieszkańców innych województw te nazwy są zupełnie anonimowe. Często to nawet nie powiatowe miejscowości, ale to właśnie klucz do opisania działalności Macieja Płażyńskiego. Jak już wspomniano, dla niego liczyła się nie tylko metropolia, ale także prowincja (autor używa tu tego słowa bez pejoratywnego zabarwienia, jakie zwykle mu towarzyszy, bo tak też rozumiał je Maciej Płażyński), nie żałował czasu i sił na wyjazd do miejscowości odległych od Gdańska lub nieleżących w jego okręgu wyborczym. W wyborach startował przecież zawsze w okręgu „gdańskim”, równie aktywny jednak był także w okręgu „gdyńsko-słupskim”, a to nie mogło nie mieć przełożenia na jego bezpośredni wynik wyborczy. Ale w działalności publicznej Macieja Płażyńskiego nie to było najważniejszym celem. On chciał pracować i pracował dla Polski.

Po tragicznej śmierci w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. pojawiło się wiele inicjatyw, przede wszystkim na Pomorzu, ale nie tylko, upamiętniających śp. Macieja Płażyńskiego. W Gdańsku na budynku przy ul. Szerokiej 80/81, gdzie przez lata znajdowało się jego biuro parlamentarne, w rocznicę katastrofy odsłonięto pamiątkową tablicę. Żona marszałka, Elżbieta, podkreśliła przy tej okazji związek męża z grodem nad Motławą: „Mąż był gdańszczaninem z wyboru (...) Tu było jego miejsce na Ziemi.

Temu miastu pozostał wierny”. Imieniem Macieja Płażyńskiego nazwano ronda w Sopocie, Pucku, Rumii i Brusach. W Tczewie imię Płażyńskiego nadano wiaduktowi 800-lecia miasta (który nota bene powstał dzięki jego wsparciu, jeszcze jako wojewody), w Luzinie koło Wejherowa – hali sportowo-widowiskowej. Od 2011 r. rozgrywane są tam także turnieje piłkarskie juniorów dedykowane właśnie byłemu marszałkowi Sejmu – „Nadzieje polskiej piłki” im. Macieja Płażyńskiego. W Gdyni jest patronem nowej ulicy wytyczonej na terenach postoczniowych, które dopiero będą zagospodarowywane. Dwie tablice poświęcone Maciejowi Płażyńskiemu, związane z pełnionymi przez niego funkcjami publicznymi, odsłonięto w Warszawie w październiku 2010 r.: w siedzibie Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” przy Krakowskiem Przedmieściu oraz w Sejmie RP (przy tzw. marszałkowskim wejściu na salę posiedzeń).

W sposób szczególny o marszałku Płażyńskim pamiętają na Śląsku. Dokładnie w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej odsłonięto pamiątkową tablicę umiejscowioną przy kościele Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Jastrzębiu-Zdroju. Jest ona poświęcona parze prezydenckiej, prezydentowi Ryszardowi Kaczorowskiemu oraz – jak głosi napis – „przyjaciołom jastrzębskiej solidarności” Annie Walentynowicz i Maciejowi Płażyńskiemu. Z kolei w Gliwicach imieniem Płażyńskiego nazwano ulicę.

Co ważne, pamięć o marszałku trwa, mimo iż od tragedii pod Smoleńskiem mijają kolejne miesiące. 2 lipca 2011 r. w obecności biskupa diecezji Pelplińskiej i kustosza kościerskiego sanktuarium, pamiątkową tablicę odsłoniła na placu Jana Pawła II przy parafii św. Trójcy w Kościerzynie żona Macieja Płażyńskiego, Elżbieta. W napisie na tablicy określono go „wielkim czcicielem Matki Bożej Królowej Rodzin w Kościerzynie”. Płażyński jako marszałek Sejmu uczestniczył 16 maja 1998 r. w uroczystościach koronacji matki Bożej Kościerskiej. Kolejnym aktem upamiętnienia Płażyńskiego w Diecezji Pelplińskiej, obejmującej swym zasięgiem Kaszuby, Kociewie, ale również sporą część województwa kujawsko-pomorskiego, było zaplanowane na wrzesień 2011 r. odsłonięcie tablicy pamiątkowej na budynku Collegium Marianum w Pelplinie. Przywrócenie tej szkoły Kościołowi Pelplińskiemu, a zatem i reaktywacja jej działalności w latach 90., to w dużej mierze także zasługa Płażyńskiego, który jako wojewoda gdański w 1993 r. zwrócił budynek kolegium władzom kościelnym, a jako marszałek Sejmu we wrześniu 2000 r. uczestniczył w ponownym otwarciu szkoły. Jeśli dodamy do tego zaangażowanie ówczesnego lidera AWS w przygotowanie wizyty papieża Jana Pawła II w Pelplinie w czerwcu 1999 r., powstanie obraz polityka aktywnego w sprawach swojego regionu w wielu wymiarach, także w wymiarze Kościoła regionalnego.

Marszałek Płażyński uważał Kościół katolicki, z powodów historycznych oraz istnienia w Polsce tradycyjnej struktury społecznej, za ważny element społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju.

Maciej Płażyński w kraju został odznaczony Złotym medalem „Zasłużeni Kulturze Gloria Artis” oraz pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, a poza granicami kraju Orderem Zasługi Republiki Włoskiej I Klasy, najwyższym włoskim odznaczeniem przyznawanym przeważnie głowom państw. Pochowano go w sarkofagu w Kaplicy Matki Ostrobramskiej w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. To ważne zewnętrzne symbole podkreślające wymiar tej postaci. Przypomnijmy jego dokonania, bo stanowią one wartościową inspirację do naszych osobistych postaw w życiu prywatnym i publicznym.




Fot. Kancelaria Sejmu/Aleksander Zieliński






Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów