- Dlaczego przez dwadzieścia kilka lat wolna już Polska nie potrafiła skutecznie spłacić moralnego zobowiązania wobec własnych obywateli, których przodkowie zostali wywiezieni z Polski w bydlęcych wagonach tylko dlatego, że byli Polakami? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - Dariusz Bonisławski, prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", rozmawia z Interią o sytuacji polskich repatriantów i nowej ustawie, która ma poprawić los Polaków chcących powrócić do kraju przodków. - Oni mają marzenia, że kiedyś wrócą do Polski - dodaje Bonisławski.
Artur Wróblewski, Interia: Ile osób polskiego pochodzenia żyje obecnie w Rosji i byłych krajach Związku Sowieckiego?
Prezes Dariusz Bonisławski:Dane statystyczne, które są dostępne, mówią o tym, że w Rosji żyje około 50 tysięcy osób narodowości polskiej. Nieco mniej w Kazachstanie - 34 tysiące i już w znacznie mniejszej liczbie w postsowieckich republikach: Uzbekistanie około trzech tysięcy, Kirgistanie około 200 osób, Tadżykistanie 100, Azerbejdżanie około 700, Armenii 300.
Jaka ich część chce zamieszkać w Polsce?
- Na to pytanie od dłuższego czasu staramy się znaleźć odpowiedź. Brak jest kompleksowych , aktualnych badań i danych, niemniej jednak szacunkowo liczy się, że około 10 tysięcy osób może być zainteresowanych przyjazdem do Polski w ramach ustawy repatriacyjnej .
Co zmieniła nowelizacja ustawy o repatriacji w kwestii warunków, które należy spełnić, by móc ubiegać się o repatriację?
- Powiedziałbym, że zmiana był zasadnicza. Nowa ustawa repatriacyjna daje możliwość materialnego i prawnego przygotowania pobytu dla osób decydujących się przyjechać na stałe do Polski. Dotychczas, na mocy starej ustawy, było to dużo trudniejsze. Cały ciężar wynikający z konieczności kupna lub wynajęcia mieszkania, zdobycia pracy, dokumentów, spoczywał na samych zainteresowanych i ewentualnie samorządach, które z powodów oczywistych niezbyt chętnie przydzielały mieszkania ze swoje skromnej puli przybyszom ze Wschodu. Dziś przyjeżdżający do Polski na mocy ustawy repatriacyjnej, otrzymują pewnego rodzaju pakiet startowy, w postaci środków finansowych umożliwiających właśnie wynajem, zakup bądź remont mieszkania. Po przyjeździe są kierowani do ośrodków adaptacyjnych, takich jak Dom Polonii w Pułtusku, gdzie mają kilka miesięcy na doskonalenie języka, załatwianie formalności prawnych i szukanie miejsca do życie w Polsce .
Przepisy wyglądają bardzo ładnie na papierze. Ale czy nowa ustawa rzeczywiście jest realizowana? Czy repatrianci otrzymują przewidzianą dla nich pomoc?
- Tak, ta ustawa realnie funkcjonuje. W 2017 roku w ośrodku adaptacyjnym prowadzonym przez Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" w Domu Polonii w Pułtusku przebywała 156-osobowa grupa repatriantów z Kazachstanu i tak naprawdę wszystkie rodziny osiedliły się w Polsce, przeszły proces adaptacyjny, mają mieszkania i pracę. W tej chwili kolejna grupa kończy pobyt, z naszej informacji wynika, że w większości również jej członkowie mają już uzgodnione przyszłe kwestie związane z miejscem zamieszkania i pracą. Trzeba podkreślić, że w chwili obecnej dwa główne czynniki są szczególnie korzystne dla przyjeżdżających. Pierwszy z nich to oczywiście zapisy nowej ustawy repatriacyjnej i wynikająca z niej realna pomoc. Drugi to zupełnie inna sytuacja w Polsce, jeżeli chodzi o demografię czy rynek pracy, niż było to choćby kilka lat temu. Dzisiaj obserwujemy sytuację, że to przedsiębiorcy czy samorządy zwracają się do przebywających w naszym ośrodku adaptacyjnym, zapraszając ich do siebie i oferując im pracę. Niewątpliwe korzystna sytuacja nie zmienia faktu, że repatriacja to generalnie proces trudny, zarówno w sensie mentalnym, jak i prawnym, czy ekonomicznym.
Jakie warunki należy spełnić, by móc ubiegać się o repatriację? Do niedawna chodziły słuchy o omdleniach podczas wyczerpujących egzaminów dla ubiegających się o repatriację...
- To jest pogłoska z serii "wieść gminna niesie"... Trudno mi oczywiście dementować czy ktoś zemdlał podczas rozmowy z konsulem, trzeba jednak pamiętać o jednym, proces repatriacji jest procesem przyznającym de facto obywatelstwo polskie i z tego powodu trzeba wykazać się dokumentami, ale również wiedzą na temat kraju i narodu, którego częścią w sposób formalno-prawny chce się zostać zaliczonym. W związku z tym placówki konsularne Rzeczpospolitej Polskiej wypracowują mechanizmy, mające dać odpowiedź na pytanie, czy repatriujący spełniają kryteria jakie przed nimi stawia polskie prawo. Podstawowym kryterium jest oczywiście polskie pochodzenie. Pozornie rzecz oczywista i prosta do sprawdzenia, w praktyce niestety już jest dużo gorzej. Wpływ na to mają zniszczone dokumenty mogące ten fakt potwierdzać, często brak znajomości języka, historii, kultury, przodkowie pochodzący z innych oprócz polskiej narodowości... Mówiąc krótko, nie jest to proces łatwy i często od mądrości i wyczucia pracownika placówki konsularnej zależy czy nie zostanie popełniony błąd w jedną lub drugą stronę.
Czy istnieje ryzyko, że poprzez proces repatriacji do Polski mogłyby się dostać osoby, które niekoniecznie powinny trafić do naszego kraju?
- To bardzo ważne, jak już wcześniej podkreślałem, zadanie placówek konsularnych, które według ustawy powinny sprawdzić w sposób możliwie precyzyjny, czy brak jest przeciwwskazań ze względów obronności czy bezpieczeństwa państwa bądź ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego w przypadku danej konkretnie osoby. Jest absolutnie konieczne, by eliminować osoby stanowiące zagrożenie. Czy procedury są szczelne? Zobaczymy. Praktyka pokaże. Wydaje się, że w czasach dużego zagrożenia terrorystycznego, jest duże wyczulenie na ten problem.
A czy jest ryzyko, że poza terrorystami do Polski dzięki procesowi repatriacji mogą trafić na przykład agenci obcych służb? Być może to wyglądać jak scenariusz filmu szpiegowskiego, ale Rosja, z którą nasze relacje są złe, może próbować eksploatować również ten kierunek.
- To nie jest dobry kierunek rozmowy. Przez około 30 ostatnich lat ustawa repatriacyjna nie była realizowana, co tłumaczono powodami ekonomicznymi. W tym okresie Polska miała raz lepsze, raz gorsze stosunki z Rosją, ale tak naprawdę do Polski przyjeżdżały śladowe ilości repatriantów. Mówiło się, że Polski nie stać na przyjęcie osób, które poza krajem znalazły się w wyniku decyzji władz sowieckiej Rosji. Od momentu wejścia w życie nowej ustawy repatriacyjnej Stowarzyszanie "Wspólnota Polska" wspólnie z ogólnopolskimi i regionalnymi mediami prowadzi kampanię, mającą na celu zbudowanie w naszym społeczeństwie pozytywnego obrazu rodaków powracających do Polski. Uważamy, że jako Polacy mamy moralny obowiązek zapewnić tym wszystkim, którzy chcą wrócić, dobre warunki do rozpoczęcia nowego życia. Mam tu na myśli nie tylko podstawy ekonomiczne czy prawne, ale też ogromnie istotne życzliwe traktowanie, drobną pomoc, dobre słowo. W naszym społeczeństwie istnieje bardzo wiele stereotypów. Jeżeli osiedla się polska rodzina z Kazachstanu, to bardzo często przykleja się jej łatkę, że "Ruscy przyjechali", bo mówią po rosyjsku albo z rosyjskim akcentem, czy też zachowują się charakterystycznie dla tamtego kręgu kulturowego. Mając tego świadomość, staramy się budować pozytywny obraz repatrianta. Mówić o tym, że to są Polacy, których przodkowie zostali deportowani na Wschód tylko dlatego, że byli Polakami i niczym nie zasłużyli sobie na ten trudny los, jaki został im zgotowany. Wielu z nich zmarło czy zginęło, wielu z nich cierpiało ciężki los. Ojczyzna z różnych powodów o nich zapomniała. Po wojnie o tym się nie mówiło, po odzyskaniu suwerenności mówiło się, współczuło, dodając jednocześnie, że Polski nie stać na pomoc. Teraz jest wreszcie realna szansa, by ci potomkowie, którzy chcą przyjechać, mogli to zrobić.
Dlaczego przez lata problem repatriacji był zaniedbywany?
- Mógłbym zadać to samo pytanie i razem moglibyśmy się zastanowić nad odpowiedzią... Reprezentuję Stowarzyszenie "Wspólnota Polska", które od lat monitowało kolejne rządy i parlamenty o rozwiązanie tego problemu. Dużą wagę do repatriacji przykładał śp. marszałek Maciej Płażyński, który przygotował i niedługo przed śmiercią w katastrofie smoleńskiej złożył do laski marszałkowskiej projekt ustawy regulującej tę kwestię. Niestety, pomimo zebrania wymaganych podpisów popierających projekt, trafił on do szuflady czy - jak to się potocznie mówi - sejmowej zamrażarki. Dopiero w 2017 roku została opracowana i przyjęta przez parlament ustawa, która jest przedmiotem naszej rozmowy. Dlaczego dopiero tak późno? No cóż, chyba po prostu zabrakło woli politycznej, bo na pewno nie pieniędzy. Jeżeli mówimy o blisko czterdziestomilionowym narodzie i państwie nie stojącym na skraju bankructwa, to skala koniecznych wydatków nie jest ani ogromna ani nawet wielka i w związku z tym czynnik ekonomiczny nie może być uznany za wiarygodny. Dlaczego ówczesne władze nie działały w tym kierunku? Po prostu nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego przez dwadzieścia kilka lat wolna już Polska nie potrafiła skutecznie spłacić moralnego zobowiązania wobec własnych obywateli, których przodkowie zostali wywiezieni z Polski w bydlęcych wagonach tylko dlatego, że byli Polakami. Przykro było przez lata obserwować migrację osób polskiego pochodzenia z Kazachstanu i innych wschodnich republik byłego Związku Sowieckiego do Niemiec, Izraela czy Rosji gdzie potrafiono stworzyć dobre warunki do osiedlenia. Można trochę z goryczą powiedzieć, że jako Polska straciliśmy ich po raz drugi, tym razem na własne życzenie.
W ramach repatriacji w 2016 roku do Polski przyjechało niecałe 300 osób, rok później ponad 500. To jest dużo czy to jest mało?
- To oczywiście jest bardzo niewielka liczba. Przypomnę, że wyrażano obawy, iż w momencie wejścia w życie ustawy repatriacyjnej, zaleją nas Polacy z Kazachstanu i dawnych republik sowieckich. Nie sądzę, by tak było. Z kilku powodów. Po pierwsze, jak już wspomniałem po upadku Związku Sowieckiego bardzo zwiększyły się możliwości wyjazdu z terenu byłych republik do Europy czy innych miejsc na świecie. Wiele osób, przede wszystkim młodych, skorzystało z tej okazji. Druga sprawa to kwestia innego kręgu kulturowego i cywilizacyjnego, w jakim żyją ci ludzie. Trzeba rozpocząć bardzo intensywną pracę nad promocją ustawy repatriacyjnej, ale też przygotowaniem zainteresowanych do wejścia w ten proces. Znaczna część Polaków mieszka w regionach, w których nie ma tak dużego dostępu do informacji, jak my sobie to wyobrażamy i do czego jesteśmy przyzwyczajeni. To są bardzo często wioski oddalone od większych skupisk ludzki o tysiące kilometrów, czasami bardzo zaniedbane cywilizacyjnie. Ilu z nich jest przygotowanych do repatriacji, nawet mając marzenia, że kiedyś wrócą do Polski? Ilu z nich zdecydowałoby się realnie na całkowitą zmianę życia? To pytania oczywiście bez odpowiedzi ale trzeba mieć świadomość, że sytuacja jest trudna i wymaga dużej pracy tam na miejscu .
Kto się tym powinien zająć?
- Polski rząd mający do dyspozycji placówki konsularne, które są doskonałym narzędziem do działania, zresztą w między innymi w tym celu zostały również powołane. Są też organizacje, takie na przykład, jak Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" czy inne, które w ramach działalności, realizują różne projekty na terenie krajów objętych ustawą repatriacyjną.
Pytałem wcześniej o liczby, ponieważ Niemcy czy Rosja są o wiele bardziej skuteczne w działaniach repatriacyjnych. Berlin jest w stanie prowadzić nawet 100 tysięcy osób rocznie. To nawet nie jest przepaść w porównaniu z polskim wynikiem. Skąd biorą się aż tak poważne różnice? Chyba nie możemy tłumaczyć ich wyłącznie większymi możliwościami finansowymi Niemiec?
- Oczywiście trwa bardzo intensywna dyskusja nie tylko w Polsce, że największym zagrożeniem dla gospodarki jest demografia. Niemcy są krajem niewątpliwie tym problemem również zagrożonym. Z tego powodu prowadzą bardzo intensywną politykę repatriacyjną od dawna. Ta polityka dotyczyła również mieszkańców Polski, którzy od wielu lat, jeszcze w czasach komunistycznych, wyjeżdżali o Niemiec, otrzymywali bardzo dobrą pomoc socjalną, mieszkania, zasiłki, wszystko co tylko potrzebne. Dlaczego? Dlatego, że Niemcy mają świadomość, że siłą państwa jest między innymi jego liczebność.
- Podobnie postępuje wspomniana wcześniej Rosja, która wprowadziła bardzo dobry pakiet imigracyjny, ale też ma bardzo dobrze zorganizowaną organizację tego procesu. Działają biura, które skutecznie udzielają informacji, pomocy, bardzo funkcjonalnie działa strona internetowa. Pewnie to trochę dziwi, bo nasze wyobrażenie o Rosji jest nieco inne, stereotypowe, ale nie wchodząc w ocenę całości funkcjonowanie tego państwa akurat omawiany przez nasz obszar traktowany jest - jak widać - priorytetowo i to daje dobre efekty w ilości osób przyjeżdżających. U nas niestety ten proces dopiero się rozpoczyna, ale jesteśmy dobrej myśli i liczymy, że szybko będzie wzrastać liczba repatriantów.
Rosyjski system repatriacyjny musi być niezwykle skuteczny, skoro w jego ramach do Rosji trafiła duża liczba Polaków z Kazachstanu...
- Tak rzeczywiście było. Wrócę tu do tego, co już mówiłem, osoby mieszkające drugie czy trzecie pokolenie na terenie dawnego Związku Sowieckiego miały kilka możliwości wybrania kraju repatriacji. Narodowości w byłych republikach mieszały się w ciągu dziesięcioleci, więc często decydowała właśnie ekonomia. Kiedy kładziono na stół to, co oferują Niemcy, Izrael, Rosja i Polska, to byliśmy niestety na końcu tej listy. Trudno mieć o to pretensje. Mówimy tu o osobach, które przez kilka pokoleń żyły w systemie i państwie, którego nawet w żartach nikomu nie można by polecać jako miejsca do zamieszkania. Wypada tutaj wykazać się zrozumieniem, gdy ktoś decydował się na wyjazd do Niemiec czy nawet Rosji, widząc, że gehenna, dramat i upokorzenie może się skończyć, a ich życie znacząco poprawić.
Z jakimi problemami borykają się repatrianci, którzy znajda się już w Polsce? Czy ich wejście w nowe życie jest tak płynne jak to tylko możliwe?
- Człowiek, który zmienia swoje miejsce zamieszkania z Syberii czy Kazachstanu na znajdującą się w centrum Europy Polskę, musi tak naprawdę przeprojektować całe swoje życie, wyobrażenia i doświadczenia. Te osoby przyjeżdżają czasami z wykształceniem czy doświadczeniem zawodowym zupełnie nie przystającym do polskich realiów, bo na przykład takich zawodów u nas nie ma. Na szczęście nowa ustawa repatriacyjna ułatwia to przejście, pomagając w przekwalifikowaniu się i zdobyciu nowego zawodu. Wystarczą tylko chęci. Oczywiście łatwo się mówi, z realizacją pewnie jest trudniej. Życie niesie różne problemy i potrafi być czasem skomplikowane, nawet dla Polaków od zawsze tu mieszkających. Dla tych, którzy przyjeżdżają do Polski w ramach repatriacji, te problemy są spotęgowane. Patrząc jednak na te rodziny, które do nas przyjechały, odbieram to jak ogromną szansę dla nich. Nawet jeśli nie dla osób starszych, bo starych drzew się nie przesadza, ale to szansa dla kolejnych pokoleń, które bardzo szybko wchodzą w środowisko.
Czy da się oszacować kiedy będzie można stwierdzić, że problem repatriacji rodaków ze Wschodu nie istnieje, bo wszyscy oni są już w Polsce?
- Trudno powiedzieć, bo w tej chwili proces repatriacji nie jest traktowany jak wyścig do mety. Zależy nam na rzetelnym przygotowaniu osób, które chcą do Polski przyjechać, na zapewnienie im odpowiednich warunków. Jestem przekonany, że jeżeli nie nastąpi jakieś tąpnięcie ekonomiczne i gospodarcze, które zawsze generuje problemy dużo większe dla przyjeżdżających, to w ciągu kilku lat będziemy mogli powiedzieć, że osoby, które chciały do Polski przyjechać, mogły to zrobić i to zrobiły, a my przez to ubogaciliśmy się zarówno jako naród, jak i państwo.
https://fakty.interia.pl/autor/artur-wroblewski/news-maja-marzenia-kiedys-wrocic-do-polski,nId,2599778