Nieporównanie bardziej rozbudowane, a przede wszystkim częstsze, były święta ku czci zmarłych na terenach zdominowanych przez prawosławie. Ze względu na szczupłość miejsca nie możemy sobie pozwolić, na choćby pobieżne, ich przedstawienie. O wiosennej "radunicy" już wspominaliśmy, teraz poprzestaniemy tylko na krótkim opisaniu "dziadów", czyli uroczystości jesiennej, przypadającej w kościele prawosławnym w sobotę przed św. Dymitrem tj. 26 października. Poprzedniego dnia ma miejsce wielkie sprzątanie i przygotowywanie licznych potraw, w tym obowiązkowej kutii. Po zachodzie słońca, w świątecznym dniu, rodzina i goście zbierają się w chacie, a głowa rodziny ,po zapaleniu świecy przed świętymi obrazami, rozpoczyna modły.
Po zakończeniu modlitwy wszyscy zasiadają za stołem, a prowadzący obrzęd zwraca się do duchów:
"Święte dziady, zowiemy was, chodźcie do nas!
Jest tu wszystko, co Bóg dał com ja dla was ofiarował, czem tylko chata bogata.
Święte dziady, prosimy was, chodźcie, lećcie do nas!".
Następnie nalewa do kieliszka wódki i wylewa na obrus dla dziadów. Do osobnego naczynia odkłada się część każdej potrawy i wystawia dla dziadów na okno . Skrzypienie drzwi, stukanie poruszanego wiatrem okna, uważane jest za świadectwo obecności przybyłej na ucztę duszy.
Po zakończeniu wieczerzy, prowadzący obrzęd, ponownie zwraca się do duchów:
"Święte dziady! Wyście tu przylecieli, pili i jedli, lećcież teraz do siebie!
Powiedzcie czego wam jeszcze trzeba, a lepiej do nieba lećcie: a kysz, a kysz, a kysz!".
Resztki zaduszkowj wieczerzy rozdaje się żebrakom.
W niektórych rejonach, część wieczerzy wynoszono na cmentarz i pozostawiano na grobach lub wręcz na grobach ją spożywano.
Jak widzimy pewne elementy tego obrzędu ku czci zmarłych powtarzały się niezależnie od miejsca i czasu. Należały do nich karmienie dusz, poprzez zaduszkową ofiarę za zmarłych, magiczne rozpoczęcie obrzędu poprzez zaproszenie duchów do udziału w uczcie i, również magiczne, zakończenie - odprawienie niebezpiecznych już gości z tamtego świata.
Do szczególnie barwnych wierzeń ,związanych z dniem zadusznym, należą opowieści o odprawianej przez zmarłego księdza, o północy, mszy dla zmarłych. Przypadkowa, lub zamierzona obecność żywego człowieka w kościele, podczas takiej mszy, może skończyć się śmiercią. Ciekawe, że jednym ze sposobów na wyjście z opresji jest przejście w stronę ołtarza tyłem, jak pamiętamy tak właśnie, odwrotnie, poruszają się mieszkańcy czarodziejskich podziemnych krain.
Na zakończenie piękna opowieść, zanotowana w końcu ubiegłego wieku w okolicach Bochni:
"Pewien Pan lekkomyślnie wezwał dusze i przygotował rzeczywiście dla nich obfitą wieczerzę. Staruszek prowadzący pochód białych duchów, zaprosił go na cmentarz. Groby otworzyły się na przyjęcie umarłych i dziedzic na skinienie staruszka wstąpił wraz z nim w podziemną pieczarę. Naczelnik dusz rozkroił jabłko na cztery części i podając jedną z nich dziedzicowi zalecił mu ją spożyć, gdyż zmarli prócz takich jabłek innych potraw nie znają. Pan zjadł cząstkę jabłka i zabawił w grobie staruszka około pół godziny, ale gdy wrócił na ziemię, przekonał się, że nie było go na ziemi dwieście lat. Gdy mu o tem opowiedziano, w jednej chwili posiwiał i postarzał się, prosił o spowiedź, przyjął Komunię św. poczem rozsypał się w proch, a dusza jego w postaci gołąbka uleciała do nieba".